niedziela, 26 lutego 2012

Kawa na dzień dobry

Pierwszy post będzie o kawie. Przeczytałem niedawno Nasza bardzo droga kawa. Czemu? "To element selekcji" i zacząłem się zastanawiać nad myśleniem marketingowym. Otóż kiedy zarabiałem zdecydowanie mniej niż teraz, dość często wpadałem sobie do kawiarni - czy to spotkać się ze znajomymi, czy też kiedy miałem trochę czasu między jednym a drugim spotkaniem. Ostatnio zdarza mi się to jedynie latem, kiedy mam ochotę na kawę mrożoną, a zazwyczaj i tak wychodzę zawiedziony. Zniechęca mnie do wizyt w kawiarniach poczucie, że zdecydowanie przepłacam za serwowany tam towar - współczynnik cena-jakość zwykle mnie nie zadowala.
Ale czytam sobie dalej, że w cenę kawy mam wliczoną "atmosferę w lokalu, muzykę, darmowy internet, możliwość porozmawiania z innymi ludźmi". Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę - szeroko rozumiany klimat jest w przypadku kawiarni jednym z najważniejszych powodów, którymi się kieruję przy ich wyborze. Ale jakoś nie znajduję go w sieciówkach - dla mnie o klimacie decyduje unikalność miejsca, niepowtarzalny wystrój, wrażenie intymności w kontakcie ludźmi, z którymi przyszedłem. Nie potrafię tego odnaleźć lokalach wielkich sieci.
Może więc płacę za "element nowoczesnego stylu życia"? Odbieram to jako marketingowe bredzenie - jak coś trudno sprzedać, to trzeba do tego dorobić ideologię. Najwięcej kawy na mieście piłem podczas studiów - znaczy, wyprzedzaliśmy z kolegami epokę. Uświadomienie tego napełniło mnie dumą - w końcu byłem prekursorem nowoczesności. Ale dalej czytamy, że "dla sektora kawowego Polska jest ciągle rynkiem rozwijającym się z dużym potencjałem, dlatego o perspektywie niższych cen możemy mówić przy efekcie skali, czyli znacznym przyroście liczby klientów - mówi Dorota Szczerbicka z Coffeeheaven". Zabrzmiało to dla mnie trochę tak, jakby Coffeehaeven wprowadziło kawę jako wybitną nowość do na wpół dzikiego kraju i próbuje tą nowością zainteresować nieliczną elitę. Czyli dwadzieścia lat temu w Krakowie byliśmy naprawdę niesamowici - mam nadzieję, że jeszcze za życia postawią nam pomnik, albo nazwą na naszą cześć jakąś ulicę. A na poważnie, to nie wydaje mi się, żeby obecnie studenci lecieli na przerwie między zajęciami na kawę do Starbucksa - jak sobie przeliczą cenę latte na "ekwiwalent piwny", to raczej postanowią zaoszczędzić na piwo. Dla kogo w takim razie są tego typu lokale? Nie dla takich starych zgredów jak ja, w którzy nie pretendują już do bycia awangardą narodu, nie dla ludzi młodych, których można by przyciągnąć niższymi cenami i dzięki temu wyrobić nawyk bywania w takich miejscach, ani też nie dla szeroko (i potocznie) rozumianych elit, czyli dla bogatych albo też "celebrytów". Jak na mój gust grupa potencjalnych klientów zostaje dość wąska - i w dużej mierze składa się z tych, którzy uwierzyli, że bywanie w tego typu miejscach, to element nowoczesnego stylu życia.
Ja tego nie kupuję - a za zaoszczędzone pieniądze kupię sobie butelkę dobrego single malta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"