Oddałem ostatnio kolejne podpisy pod wnioskiem w o referendum w sprawie ACTA. Od czasu, kiedy się okazało, że premier Tusk został wprowadzony w tej sprawie w błąd, a może nawet oszukany, mogę powiedzieć, że spełniłem w ten sposób obywatelski obowiązek. Cieszę się, że jako zatwardziały pirat* mogłem chociaż raz stanąć po stronie prawa. Teraz można powiedzieć, że jestem na pirackiej emeryturze - nie ściągam z sieci plików, korzystam z legalnego oprogramowania, najczęściej zresztą darmowego, a jeżeli nie ma takiego, które spełnia moje wymagania, to płacę za wersje komercyjne. Dlaczego w takim razie jestem przeciwko?
Wkurza mnie, że niedługo przed posłuchaniem piosenki lub obejrzeniem filmu powinienem zrobić doktorat z prawa lub co najmniej skonsultować się z renomowaną kancelarią, by ustalić, czy na pewno będzie to dozwolony użytek, czy też powinienem zapłacić tantiemy albo od razu oddać się dobrowolnie w ręce organów ścigania.
A jeżeli postanowię przypadkiem umilić czas gościom mojej kawiarni, zakładu fryzjerskiego lub "salonu masażu" puszczając muzykę, której autorzy zgadzają się na jej bezpłatne wykorzystanie do celów komercyjnych, to i tak może przyleźć jakiś inspektor, który zażąda ode mnie opłat (http://wolnemedia.net/komunikaty/problem-ze-zpav/ i http://wolnemedia.net/prawo/zpav-creative-commons-i-zagadka-czy-zpav-szuka-producentow/). Zresztą "chroniący prawa artystów", którzy takiej ochrony się zrzekli, również potrafią się zgłosić po daninę (http://wolnemedia.net/prawo/chcieli-tantiem-za-muzyke-na-licencji-creative-commons/ lub http://di.com.pl/news/20720,0,Oswiadczenie_STOART_w_sprawie_Creative_Commons.html). A jak się nie uda, to można się wytłumaczyć pomyłką urzędnika. Podobnie jak Warner Bros tłumaczy się z kasowania materiałów, do których nie ma prawa błędem programu. Warto też zwrócić uwagę, ile instytucji wyciąga ręce po kasę - np. w przypadku muzyki w Polsce: ZAiKS, SAWP i STOART, ZPAV. Ciekawe, czy jak już opłaci się je wszystkie, to nie pojawi się na przykład inspektor ZDAV (Związek Dystrybutorów Audio Video) albo ZDPdPAV (Związek Dostarczycieli Pizzy dla Producentów Audio Video). Nie ma takich instytucji? A skąd ja to mogę wiedzieć bez konsultacji z prawnikiem. Przy czym całe gadanie o tym, że puszczając muzykę w takim lokalu zwiększam jego zyski to w większości przypadków zwykłe pieprzenie. Chodzę sobie czasem do tureckiej knajpy, gdzie wesoły i kontaktowy właściciel serwuje dobre, tanie jedzenie, na koniec częstując jeszcze - gratis - niezłą herbatą. Ostatnio zauważyłem, że gra u niego radio - a zauważyłem to tylko dlatego, że się nad tym zastanawiałem. Kto uwierzy, że przychodzę tam, bo jestem takim melomanem? Podobnie wygląda sprawa w malutkim sklepiku koło mnie: smaczne bułki, ruchliwe miejsce - biznes sam się kręci. Tam także pitoli jakaś muzyczka. Oczywiście, teraz już wiem, że wcale nie chodzę tam, by kupić moje ulubione bułki z makiem, tylko posłuchać tego szajsu, który leci z radia.
Prowadzę czasem komercyjne rejsy żeglarskie po Mazurach. Jestem wprawdzie zwolennikiem szant na żywo przy ognisku, ale może się zdarzyć, że jakiś uczestnik postanowi puścić kolegom najnowszy kawałek swojej ulubionej kapeli - w grupie kilkunastu, kilkudziesięciu osób na pewno znajdzie się coś, na czym go można odtworzyć. A co jeżeli to będzie sternik, a załoganci dzięki temu stwierdzą, że to fajny koleś i chcą z nim płynąć za rok - wykupując rejs w tej samej firmie? A czy ten sternik grając przy ognisku na gitarze i śpiewając jakiś popularny przebój nie narusza przypadkiem czyichś praw? Z mojego punktu widzenia to bzdurne rozważania, ale wątpię, czy również z punktu widzenia korporacyjnego urzędnika, którego interesuje tylko to, by znaleźć pretekst do pobrania opłaty.
Poza tym, nie bardzo rozumiem, dlaczego mam dwa razy płacić za to samo. Jeżeli kupiłem płytę, to za nią zapłaciłem i powinienem móc robić z nią to, na co mam ochotę. Kiedy puszczam muzykę z radia, to płacę (i moi potencjalni klienci również) słuchając reklam, z których mogę się dowiedzieć np. w jakiej podpasce będzie mi najbardziej do twarzy.
Oczywiście wszystko to jest robione w trosce o dobro biednego, okradanego przez fanów artysty. Oto jak o tego artystę troszczą się wytwórnie muzyczne. Moim skromnym zdaniem (oczywiście jest to tylko zdanie przypadkowego członka przypadkowego społeczeństwa, czyli istoty z natury głupiwjj i skłonnej do ulegania teoriom spiskowym) wytwórnie płytowe, filmowe, wydawcy książek itp. nie wypracowali odpowiednich modeli biznesowych, pasujących do sytuacji kiedy internet stał się jednym z najistotniejszych kanałów dystrybucji takich treści. Co więcej, zamiast skupiać się na dostosowaniu się do współczesnej sytuacji, próbują poprzez narzucanie skomplikowanych i niejasnych rozwiązań prawnych utrzymać swoje zyski, same nie stroniąc skądinąd od działań niezgodnych z prawem (por. http://vbeta.pl/2012/03/02/wpadka-antypiratow-zaiks-i-sfp-skazane-za-zmowe-cenowa i http://wyborcza.pl/1,75248,11311127,Apple_bedzie_pozwane_o_zmowe_cenowa_z_amerykanskimi.html). A jak w świetle ACTA wyglądałaby sprawa DRM w wersji Sony? Producent Audio-Video wprowadza komputerów swoich klientów szkodliwe oprogramowanie jako środek techniczny ochrony praw autorskich. W odpowiedzi ktoś inny tworzy narzędzie do usuwania takiego zlośliwego oprogramowania - według ACTA (treść umowy w formacie .doc i PDF) kraj, który jest stroną takiego porozumienia powinien blokować wprowadzenie go do obrotu (ACTA, Sekcja 5. Artykuł 27, punkty 5 i 6). Oczywiście potem możemy się z Sony sądzić.
Jeżeli popatrzymy na rynek nagrań muzycznych, zobaczymy, że dominują na nim cztery wielkie korporacje, które tak na prawdę oferują odbiorcom taki sam, w dużej części szajsowaty towar. Przy czym muzyka nie jest tu wcale najważniejsza. Promuje się nie potrafiące śpiewać gwiazdeczki z dorobionymi przez speców od PR historiami życia, których główną zaletą są sztucznie poprawione cycki, czy stworzone od początku do końca przez speców od marketingu boys bandy. Zainteresowanie tymi "gwiazdami" podsycają reżyserowane plotki w tabloidach, magazynach czy serwisach internetowych. A użytkownik kupując płytę płaci za usługi agencji PR, branżowe gale i badania rynku, na podstawie których decyduje się, jaką muzykę warto wydać. Bo przecież żaden korporacyjny manager nie podejmie ryzyka wypromowania artystów tworzących coś nowego i odkrywczego - korporacje tępią w pracownikach zdolność do podejmowania działań wykraczających poza szablon. Dzięki takiemu podejściu można odnieść wrażenie, że przynajmniej w ciągu ostatnich 10-15 lat w muzyce nie wydarzyło się nic naprawdę nowego.
Na samym początku ACTA można przeczytać o równoważeniu praw i interesów posiadaczy praw autorskich, usługodawców i użytkowników, jednak dotychczasowa praktyka, jak i sposób negocjowania umowy w tajemnicy przed odbiorcami wyraźnie wskazuje, o czyj interes chodzi.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego przywileje mają dotyczyć producentów kiepskiego towaru, którzy straty wynikające z braku biznesowej wizji oraz zwykłej niekompetencji przerzucają na swoich klientów, których potrafią jeszcze przy okazji obrazić. Jak dla mnie - mogą bankrutować. Jestem twardy, przeżyję taką tragedię, co najwyżej upiję się z rozpaczy słuchając np tego: http://www.youtube.com/watch?v=d9NF2edxy-M&feature=related.
* Jeszcze za czasów modemów wdzwanianych grałem w scrackowaną
grę (którą zresztą potem kupiłem), a kolega "informatyk", który składał mi komputer, zainstalował tam kilka nielegalnych programów.
Dziś spotkałam się z przemiłym małżeństwem, u którego w zeszłym roku byłam na weselu. I wyszedł kwiatek. Piękny. Okazało się, że młodzi do (a właściwie od) tych wszystkich hitów granych przez panów z orkiestry ("do przodu, do tyłu, w górę i w dół" ten klimat) zapłacili Zaiks!!?? 1,55 od głowy. Żałowaliśmy bardzo że przed weselem nie było jeszcze szkolenia bhp...
OdpowiedzUsuńNie uważam, że twórcom nie należą się żadne opłaty, ale w takim wypadku powinna je zapłacić orkiestra, która na tym zarabia. Dodatkowo należałoby wykazać, że w danym lokalu, sklepie itp. odtwarzanie muzyki rzeczywiście wpływa na obroty - w większości wypadków muzyka stanowi tło dźwiękowe dla pracowników, a nie jest puszczana dla klientów. Jeszcze raz twierdzę, że ludzie nie wybierają np. fryzjera, ze względu na to jaką muzykę puszcza, więc nie bardzo rozumiem, dlaczego ma płacić za jej odtwarzanie.
OdpowiedzUsuńDodatkowo bzdurą jest dla mnie, że organizacje zbiorowego zarządzania mają prawo pobierać opłaty w imieniu artystów/producentów, którzy nie są w nich zrzeszeni. Z tego co wiem, artysta taki, żeby dostać swój kawałek tortu musi się sam zgłosić do odpowiednich OZZ, bo one go nie poszukają.
Kolega Zenobiusz juz o 2 w nocy wpisał się sam sobie do bloga jako kamyk a raniutko po przybyciu do pracy "odpalił" swego kompa i odpowiedział sam sobie już jako maupa;D. Superfajnie!!
OdpowiedzUsuńTak trzymać
brygida`1961@tlen.pl - jakbyś miał coś do powiedzenia :)
Droga Brygido, niestety nie zarobiłabyś na chleb jako detektyw. Wbrew temu co Ci się wydaje, Kamyk nie jest moim alter ego. Nie mam również na imię Zenobiusz, czego można się dowiedzieć zaglądając do stopki.
UsuńPozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym rozwoju kariery detektywistycznej ;)
Wow, doczekałeś się swojego pierwszego trolla! Gratuluję!
UsuńTeraz wreszcie mogę o sobie z dumą napisać "jestę blogerę". Przyznam, że czekałem na to z niecierpliwością. Ale trochę mnie martwi, że był to raczej jakiś troll wędrowny i na dodatek niezbyt zajadły. Zostawił ślady przy dwóch starych postach i oddalił się nie podejmując walki. Jestem trochę zawiedziony :(
Usuń