sobota, 15 grudnia 2012

"List..." cd - czyli o potędze mediów społecznościowych

Przedwczoraj o 17.09 wysłałem mailem "List otwarty do Marszałka Sejmu RP, Ministra Zdrowia RP oraz Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia" na poselskie maile marszałek Ewy Kopacz i ministra Arłukowicza oraz na adresy "kancelaria " w domenie mz.gov.pl, a także "rzecznikprasowy" w domenie nfz.gov.pl. z kopiami (również mailowo) do Onetu, redakcji portalu Agora i Gazety.pl. Na żadnego z tych maili nie dostałem jeszcze odpowiedzi. O 17.33 twittnąłem z linkiem do wpisu do @EwaKopacz, @Arlukowicz, @NFZCentrala, @MZ_Rzecznik. O 22.22 Centrala NFZ poprosiła o mnie o przesłanie w wiadomości prywatnej na Twitterze danych do kontaktu. Przesłałem je wczoraj (chyba między  11.30 a 12.00), a o 13.32 skontaktowała się ze mną telefonicznie pani Agnieszka Gołąbek, rzeczniczka mazowieckiego oddziału NFZ. W rozmowie zostałem poproszony o przekazanie konkretnych informacji na temat moich zastrzeżeń - obiecałem, że sprecyzuję je dokładnie drogą mailową. Postaram się napisać takiego maila w weekend i w poniedziałek wyślę do pani rzecznik, która ma przekazać moje uwagi do właściwych osób. Nie uzyskałem wprawdzie informacji, na temat tego, jak się leczą adresaci mojego listu (jakoś nie miałem odwagi o to zapytać), ale dowiedziałem się, że ponoć pracownicy NFZ znają rzeczywistość służby zdrowia również od strony bycia pacjentem, przy czym umawiając się na wizyty nie powinni powoływać się na miejsce swojej pracy. Generalnie uzyskałem efekt, o jaki mi chodziło, czyli mogę swoje uwagi przekazać bezpośrednio komuś z wewnątrz "systemu". Czy jest szansa, żeby to coś zmieniło? W tym przypadku wątpię, bo nie wydaje mi się, że problem leży po stronie konkretnych przychodni, ale po stronie systemu, który od powstania jest poddawany jedynie kosmetycznym zmianom (niezależnie od tego, jaka opcja polityczna była w danym momencie przy władzy) i obawiam się, że obecne propozycje "reform" sprowadzą się w końcu do tego samego. Ale ponieważ stworzyłem sobie możliwość wywarcia nacisku, mam zamiar z niej skorzystać. Zwłaszcza że jeżeli chodzi o ochronę zdrowia, to ostatnio dochodzę do wniosku, że w tej sprawie jednak lepiej było za "komuny".
Jeżeli jednak chodzi o szybkość reakcji, to pozostaję absolutnie pod wrażeniem. Ale... Bo oczywiście mam jakieś "ale..." :) Zaciekawił mnie sposób, w jaki obywatel powinien się obecnie kontaktować z urzędami. Żałuję, że nie zacząłem od złożenia reklamacji zgodnie z drogą urzędową - miałbym wtedy możliwość porównania czasu reakcji. Ciekawi mnie również, czy reakcja byłaby równie szybka, gdybym nie poinformował, że wysyłam swój list także do mediów, a oraz gdybym jako adresatów wybrał osoby z niższych pięter piramidy. Podejrzewam również, że znaczenie miała forma, w jakiej spisałem swoje uwagi. W każdym razie cieszę się, że odkryłem nowy sposób komunikowania się z instytucjami naszego państwa. Dzięki temu już wiem, skąd wzięła się nazwa "media społecznościowe": to właśnie za ich pomocą przypadkowy członek przypadkowego społeczeństwa może się skontaktować bezpośrednio z "władzą".

4 komentarze:

  1. "...Czy jest szansa, żeby to coś zmieniło?"
    TRZYMAM KCIUKI, ale, podobnie jak Pan mam również jakieś "ale", ale to "ale" pozna Pan gdy nadejdzie odpowiedź z NFZ. Chociaż chciałbym się mylić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Piotrze!
      Nie oczekuję zbyt wiele po odpowiedzi NFZ, bo NFZ jest kluczowym elementem obecnego niewydolnego systemu. Ale liczę, że uda się wprowadzić choćby pewne zmiany ułatwiające pacjentom dotarcie do informacji o tym, gdzie znaleźć lekarza - właściwe podlinkowanie list placówek medycznych, które mają podpisane umowy, eliminacja błędów w działaniu centralki infolinii. Jeżeli uda się to uzyskać, to już będę zadowolony z kontaktu, a z moich doświadczeń wynika, że może to bardzo ułatwić życie pacjentom (m. in. dzięki tym listom znalazłem świetną przychodnię dentystyczną o rzut beretem od mojego domu).
      Przy okzaji mam taką bardziej ogólną refleksję: obecny rząd i podległe mu instytucje mają wyraźny problem z kontaktowaniem się z obywatelami, a zwłaszcza z przyjmowaniem pod rozwagę krytycznych uwag wobec proponowanych przez siebie rozwiązań. Skutkuje to między innymi sensownej polityki informacyjnej na temat działań rządu (informacje o różnego rodzaju reformach pojawiają się głównie w postaci niekonkretnych medialnych zajawek). A nie każdy ma czas wyszukiwać na rządowych stronach kolejnych projektów ustaw czy rozporządzeń.
      Z drugiej strony rząd jest bardzo czuły na wyniki sondaży, odpowiednio nagłośnione medialnie akcje protestacyjne itp. działania. Więc może należy najpierw odpowiednio głośno krzyczeć, a jak się już zostanie usłyszanym trzeba zacząć normalnie dyskutować.

      Usuń
  2. Skoro już masz kontakt z tak wielkimi, że ich nazwisk aż nie śmiem wymówić, ani tym bardziej wystukać drugiem z klawiatury, czy mógłbyś przedyskutować z nimi kwestię, która mnie nurtuje, odkąd korzystam z irlandzkiej służby zdrowia. Otóż szpital irlandzki różni się od szpitala polskiego tym, że Irlandczycy są wyznawcami śmiałej teorii, iż miejsce pracy pielęgniarki jest PRZY PACJENCIE, więc NIE MA PRAWA BYTU coś takiego, jak POKÓJ PIELĘGNIAREK (w Polsce zaopatrzony w telewizor). Telewizory są w salach pacjentów, DLA PACJENTÓW, pielęgniarki mają zakaz wgapiania się w TV podobnie, jak mają zakaz czytania choćby gazety w miejscu pracy. Czy Minister Zdrowia lub też Marszałek Sejmu nie uważają, że można wziąć przykład z Irlandczyków, bo z tego co wiem, pacjenci w Polsce są pozostawiani bez opieki przez pielęgniarki narzekające, że mają ich zbyt wielu i uciekające od nich na telewizję. Nie jestem bowiem przekonany, czy szpitale stać na płacenie za oglądanie telewizji. Ten pomysł może się komuś przydać, gdy ustanie mu akcja serca, zatrzymany zostanie oddech, zacznie rodzić, krwawić, straci przytomność, bo lepsza pielęgniarka przy łóżku pacjenta, niż przy nowym odcinku Klanu.

    OdpowiedzUsuń

Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"