czwartek, 13 grudnia 2012

List otwarty do Marszałka Sejmu RP, Ministra Zdrowia RP oraz Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia

Warszawa, dn. 12.12.2012 r.
Szanowna Pani Ewa Kopacz
Marszałek Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej
Szanowny Pan Bartosz Arłukowicz
Minister Zdrowia
Szanowna Pani Agnieszka Pachciarz
Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia

Szanowna Pani Marszałek! Szanowny Panie Ministrze! Szanowna Pani Prezes!


Po półtorarocznej przerwie w korzystaniu z usług lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (jestem dość dobrze zahartowany i raczej mało choruję) chciałem się umówić w swojej przychodni. Próbowałem zapisać się na wizytę tak, jak robiłem to wcześniej, czyli telefonicznie poprzedniego dnia po południu, ale okazało się, że nie jest to już możliwe (jak się później dowiedziałem od jednej z pacjentek, telefonicznie wyznaczają terminy na dwa tygodnie naprzód - niestety nie potrafię z takim wyprzedzeniem zaplanować grypy lub zapalenia gardła). Mówi się trudno, postanowiłem, że następnego dnia wstanę wcześniej i punktualnie na 7.00, kiedy zgodnie z informacjami na stronie internetowej przychodnia zaczyna pracę, przyjdę się zarejestrować. Jak postanowiłem, tak zrobiłem i niestety pocałowałem klamkę, ponieważ okazało się, że pacjenci, którzy muszą korzystać częściej z pomocy lekarskiej nauczeni doświadczeniem czekali już od godziny 6.00 rano. Na szczęście nie musieli stać na mrozie, bo około 6.00 pojawia się jakaś pracownica, która wpuszcza ich do poczekalni. Rejestratorka poinformowała mnie, że mogę jeszcze spróbować zapytać pani doktor, czy zgodzi się mnie przyjąć ponad limit, który miała wyznaczony na ten dzień. Trudno, poczekam, w końcu nie mogę się codziennie zwalniać z pracy tylko po to, żeby się dowiedzieć, czy uda mi się zarejestrować do lekarza, czy nie. Pani doktor pojawia się kilkanaście minut przed rozpoczęciem przyjmowania pacjentów, ale pokazując trzymaną oburącz kupę kart, stwierdza, że nikogo już dzisiaj nie wciśnie. Podobno jest jeszcze jedna szansa - o 14.00 będzie kierowniczka przychodni i może zgodzi się mnie przyjąć.
Ponieważ do 14.00 zostało mi jeszcze jakieś pięć i pół godziny postanowiłem jakoś zabić ten czas. Pierwszy pomysł, to wyładować trochę złości na kimś innym, niż sympatyczna skądinąd pani w rejestracji. Pytam się więc, jak mogę złożyć reklamację do warszawskiego oddziału Narodowego Funduszu Zagłady (nie, ta nazwa brzmiała jakoś inaczej, na wszelki wypadek zostańmy przy skrócie NFZ). Reakcja jest zaskakująca: rejestratorka zamiast się zmartwić, radośnie wyszukuje w papierach numer telefonu. Widać, że możliwość napuszczenia wkurzonego pacjenta na Fundusz sprawia jej wielką satysfakcję. Niestety numer okazuje się błędny - owszem dodzwoniłem się do NFZ, ale do departamentu środków trwałych, czy jakiejś innej komórki, która odziedziczyła ten numer po reorganizacji. Trudno, znajdę sobie właściwy w internecie. Po powrocie do domu postanawiam jednak zacząć od sprawdzenia, czy nie uda mi się umówić na wizytę gdzieś indziej. Najpierw wszedłem na stronę warszawskiego NFZ i wybrałem link "Gdzie się leczyć adresy, telefony" a następnie "Podstawowa opieka zdrowotna", potem już tylko "Świadczenia lekarza poz" (domyślam się, że "poz", to skrót od "podstawowa opieka zdrowotna", ale dzięki rozmowom w kolejce do rejestracji wiem, że dla starszych pacjentów nie jest to oczywiste) i zostaje mi tylko wybrać lokalizację. Tu pojawił się drobny problem, bo oprócz Warszawy na liście są również Mokotów, Ochota, Praga Północ i Południe, Śródmieście, Ursynów i Wola, na dodatek niektóre powtórzone dwukrotnie (zapewne dlatego, że w woj. mazowieckim są na przykład dwie miejscowości o nazwie Śródmieście, których Google Maps jakoś nie potrafią odnaleźć, ale na pewno urzędnicy NFZ mogą bezbłędnie wskazać, o które to miejscowości chodzi). Ja jednak kliknąłem w Warszawę i okazało się, że lista jest zadziwiająco krótka, a co najdziwniejsze, nie ma na niej przychodni, do której jestem zapisany. Czyżby próbowali mnie w niej oszukać twierdząc, że mają podpisaną umowę z Funduszem, by po wyjściu od lekarza skasować mnie za wizytę? Ale jeżeli stosują takie praktyki, to dlaczego są u nich takie kolejki?
Trudno, trzeba będzie jednak zadzwonić. Po wystukaniu numeru infolinii, który znajduje się na stronie muszę wybrać tonowo temat rozmowy. Oczywiście "1" - "Gdzie się leczyć..." (to chyba o tym numerze mówiła niedawno Pani Prezes w tv, że uda się pod nim uzyskać informację, gdzie można się szybko umówić np. na wizytę do specjalisty, żeby nie trzeba było czekać w siedmioletnich kolejkach). Niestety wszystkie linie były zajęte, więc trzeba było zdecydować, czy zadzwonić później, czy też czekać na zgłoszenie się konsultanta. Na szczęście okazało się, że nie musiałem samodzielnie rozstrzygać tego dylematu, bo po kilkudziesięciu sekundach i tak zostałem automatycznie rozłączony. Ponieważ należę do osób wybitnie upierdliwych, postanowiłem przy kolejnej próbie wybrać "0", by połączyć się z konsultantem, który zapewne poinformuje mnie, że wybrałem zły numer wewnętrzny. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu uzyskałem praktycznie od razu połączenie z bardzo miłą panią, która po pierwsze wyprowadziła mnie z błędnego przekonania, że na stronie internetowej informację, o tym gdzie, się leczyć uzyskam klikając w link, który jest właśnie tak nazwany. No tak, to przecież oczywiste, że powinienem był kliknąć w "Dla pacjentów" (zapraszam przy okazji do małej zabawy - czyli zmierzenia czasu, jaki zajmie odnalezienie tego linku na stronie warszawskiego NFZ), a potem już dość łatwo można dotrzeć do aktualnej listy (dostępnej jedynie w formacie .xls, co zapewne wywoła protesty zwolenników wolnego oprogramowania, otwartych standardów i innych internetowych oszołomów, ale chwilowo nie czuję się dostatecznie dobrze, by zajmować się takimi duperelami). W czasie pobierania i otwierania listy konsultantka podpowiedziała mi też, gdzie w mojej okolicy są najbliższe przychodnie.
Z nudów postanowiłem je obdzwonić, by dowiedzieć się, czy uda mi się zapisać na wizytę w dniu dzisiejszym. W pierwszej dowiedziałem się, że wprawdzie dzisiaj już nie mają miejsc, ale bez problemów można się umówić z jednodniowym wyprzedzeniem telefonicznie na wizytę. Kiedy więc próbowałem się umówić na jutro usłyszałem, że najbliższy wolny termin jest na pojutrze, ale że to jest winą pacjentów, którzy tak bardzo się stęsknili za panią doktor, która była ostatnio na zwolnieniu, że porezerwowali sobie wizyty z wyprzedzeniem (potwierdza to poniekąd twierdzenie Pani Prezes, że kolejki do lekarzy są głównie z winy pacjentów). W drugiej wszystko toczyło się gładko (są wolne terminy około 11.00) do chwili, kiedy nie przyznałem się, gdzie mieszkam, bo wtedy usłyszałem, że nie należę do rejonu (wydawało mi się, że rejonizacja została jakiś czas temu zniesiona, ale może w ciągu ostatnich 18 miesięcy coś się zmieniło, co umknęło mojej uwadze) i decyzję, czy mogę się zarejestrować musi podjąć kierownik poradni, który będzie o 15.00. W dwóch kolejnych usłyszałem, że albo rejestrują tylko osobiście (niestety nie udało mi się dowiedzieć, na ile godzin przed otwarciem okienka należy się stawić, by mieć pewność, że uzyska się numerek), albo można zadzwonić rano, po półgodzinie od rozpoczęcia zapisywania pacjentów, ale wtedy nie ma już zwykle wolnych miejsc. Pozostało mi więc czekać do 14.00 i żebrać u kierowniczki mojej przychodni, żeby mnie jednak przyjęła, albo jutro czatować od 6.00 rano licząc, że  tym razem będę miał szczęście. Mam tylko nadzieję, że w dniu jutrzejszym znów jakaś dobra dusza wpuści pacjentów od razu do poczekalni, bo jeżeli będę musiał stać na mrozie, to pewnie zwykłe przeziębienie będzie miało okazję rozwinąć się do zapalenia płuc lub innej poważniejszej choroby.
Nie chciałbym oczywiście generalizować, że w całej Polsce równie trudno jest umówić się do lekarza, ale mieszkańcy głębokiej prowincji, jaką jest pogranicze Woli i Ochoty, również chcieliby się cieszyć dobrodziejstwami opieki zdrowotnej, tak jak obywatele wielkich metropolii.
Zdaję sobie sprawę, że Szanowni Adresaci tego listu trudzili się w pocie czoła jak Pani Marszałek (Proszę o wybaczenie, jeżeli powinienem był napisać "Pani Marszałka"), bądź też trudzą się aktualnie, jak Pan Minister i Pani Prezes nad poprawą stanu naszej służby zdrowia, co widać choćby na przykładzie mojej przychodni, która zrezygnowała z mocno bezosobowego kontaktu telefonicznego na rzecz nacechowanych głęboko humanistycznymi treściami spotkań twarzą w twarz przy okienku rejestracji. Nie będę więc pytał, co Państwo robią, by przypadkowym członkom naszego przypadkowego społeczeństwa chorowało się lepiej, bo przecież media wciąż informują o sukcesach Państwa działań. Tym bardziej, że zdaję sobie sprawę, że Państwa praca jest wciąż sabotowana przez różne wrogie siły - jak pacjenci, którzy kombinują, jak tu się wcześniej zapisać na wizytę do specjalisty lub operację, zamiast spokojnie odczekać w kolejce kilka lat, lub lekarze i dyrektorzy szpitali i inni pracownicy służby zdrowia, którzy zapomniawszy o przysiędze Hipokratesa, zamiast leczyć pacjentów zajmują się knuciem i jątrzeniem. Myślę, że w tym kontekście warto choćby docenić system eWUŚ, dzięki któremu przed wizytą u lekarza nie będziemy już musieli gorączkowo poszukiwać ostatniego druku RMUA. Należy jedynie wyrazić życzenie, by system ten uniknął klątwy ciążącej nad wieloma innymi projektami naszej e-administracji i nie stał się obiektem zainteresowania CBA i służb pokrewnych.
Mam również szczerą nadzieję, że powiodą się plany Pana Ministra, dzięki którym zamiast jednego złego NFZ-tu będziemy mieli wiele dobrych, małych NFZ-cików. Jeżeli nie będzie między nimi żadnej formy rywalizacji o ubezpieczonych, to ich powołanie nie wpłynie zapewne na poprawę jakości opieki medycznej, ale na pewno będzie cennym wkładem w walkę z bezrobociem wśród urzędników, a także zaowocuje znacznym ożywieniem w branży budowlanej, zaś miasta, w których takie NFZ-ciki będą miały swoje siedziby, będą na pewno dumne z nowych okazałych przykładów budownictwa biurowego.
Nie będę również zadawał pytań natury ogólnofilozoficznej, typu słynnego "Jak żyć...?", ponieważ wiem, że jedyną osobą mogącą się kompetentnie wypowiadać na takie tematy jest sam Pan Premier. Chciałem jednak zapytać, czy Szanowni Państwo sami lub wraz z najbliższymi rodzinami korzystają z dobrodziejstw służby zdrowia finansowanej w ramach NFZ, a jeżeli tak, to czy w razie grypy, przeziębienia czy innej biegunki zasuwają Państwo o 6.00 rano po śniegu, by stanąć w kolejce do rejestracji, czy też umawia Państwa sekretarka, asystent, bądź inny z podległych Państwu pracowników państwowych, przedstawiając się w rozmowie z przychodnią na przykład w ten sposób: "Tu kancelaria (wstawić odpowiednie stanowisko), chciałem umówić szefa/szefową na wizytę na..."? A jeżeli korzystają Państwo z innych form finansowania opieki zdrowotnej (jak na przykład ubezpieczenia zdrowotne różnych towarzystw ubezpieczeniowych bądź płatne pakiety usług medycznych), to pragnąłbym się dowiedzieć, co skłoniło Państwa do wybrania takiej formy, a także, czy koszta tego pakietu pokrywają Państwo osobiście z własnej kieszeni, czy też finansują to instytucje, w których Państwo pracują?
Mam do Państwa jeszcze jedną gorącą prośbę: gdyby ktoś z Państwa spotkał na przykład w sejmowych kuluarach posła Leszka Milera, to chciałbym prosić o przekazanie mu, a za jego pośrednictwem również panu Mariuszowi Łapińskiemu, który jak słyszałem również ostatnio wraca do polityki, serdecznych pozdrowień i podziękowań. Za to, że kierując się głęboką wrażliwością społeczną i troską o dobro prostych obywateli, stworzyli podwalinę obecnego modelu finansowania polskiej służby zdrowia. Nie wiem jak mieszkańcy innych regionów Polski, ale ci, którzy mieli nieszczęście być podopiecznymi tak nieludzkiej instytucji, jaką była Śląska Kasa Chorych, przy okazji każdej wizyty u lekarza myślą o nich bardzo ciepło, a nawet powiedziałbym gorąco - używając zwrotów, które niepowołana komisja ministra Boniego niechybnie zaliczyłaby do mowy nienawiści. Mam nadzieję, że nie nadużywam Państwa cierpliwości licząc na szybką odpowiedź na moje pytania.

Pozostaję z najgłębszym szacunkiem

Rafał Nowakowski

P.S.

O czternastej usłyszałem, że nie ma szans na wizytę w dniu dzisiejszym. Zacząłem się wtedy domagać wystawienia zaświadczenia dla pracodawcy, że o 7.00 i 14.00 próbowałem się umówić do lekarza. Po rozmowie z rejestratorką, a następnie ze mną kierowniczka przychodni kazała mi przyjść na 16.00 i obiecała, że postara się mnie gdzieś wcisnąć. Ostatecznie wszedłem do gabinetu o 18.00. Kiedy wychodziłem na wizytę czekała jeszcze piątka pacjentów. Zgodnie z tabliczką przy drzwiach powinna skończyć przyjmowanie pacjentów o 18.00.

Do wiadomości:
1) Czytelników bloga "Małpa z roku małpy" (http://kolegamaupa.blogspot.com/)
2) Wszystkich, którzy trafią na ten wpis przez Facebooka, Google+ lub Twittera
4) www.onet.pl (bok "at" onet "dot" pl)
5) www.gazeta.pl (listydogazety "at" gazeta "dot" pl)
6) www.wyborcza.pl (redakcja_portalu "at" agora "dot" pl)


Wysłane dzisiaj mailem na adresy: ewa.kopacz@sejm.pl, bartosz.arlukowicz@sejm.pl, kancelaria@mz.gov.pl, rzecznikprasowy@nfz.gov.pl. Ciekawe, czy doczekam się jakichś odpowiedzi?

9 komentarzy:

  1. Gratulacje, Panu udało się chociaż otrzymać kontakt na TT od NFZ,
    Porozumieniu NFZ Centrala zbanowała konto i nie możemy ich obserwować...
    www.1czerwca.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam!

      Kontakty samo sobie pracowicie wyszukałem ;) A ponieważ to była moje pierwsza wrzutka do nich, to na razie nie zasłużyłem sobie na zablokowanie dostępu. Ale być może jeszcze wszystko przede mną, bo duża część kontaktów ze służbą zdrowia doprowadza mnie do białej gorączki.
      Na razie pozwolę sobie pochwalić się tutaj, że doczekałem się również odzewu ze strony NFZ_Centrala, ale o tym będzie prawdopodobnie w jutrzejszym wpisie.

      Usuń
  2. Pozwoliłem sobie na udostępnienie linku do bloga na Facebook:)
    http://www.facebook.com/1czerwca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, w końcu po to się tutaj produkuję, żeby ktoś to czytał :) Będę również bardzo wdzięczny za podzielenie się tutaj doświadczeniami z własnych kontaktów z lekarzami pierwszego kontaktu (zależy mi w tym momencie na opiniach dotyczących tej sfery, ponieważ o trudnościach z dostaniem się do specjalistów ostatnio było dość głośno) z ostatniego okresu - zarówno takich, które potwierdzają moje obserwacje, jaki takich, które są z nimi sprzeczne.

      Usuń
    2. 13 grudnia obchodziliśmy kolejną rocznicę stanu wojennego... Pamiętam kolejki w które stał dziadek, potem zmieniał go mój ojciec, itd... Kolejka była normą, niestety obserwując to co się dzieje w służbie zdrowia, dochodzę do wniosku że mamy sytuację podobną - kolejka jako norma. Premier mówi że to norma, MZ że norma, Pani Prezes NFZ że to wina pacjentów (!)...
      POZ jest ale ..., specjaliści są ale .... Czy w tym szaleństwie nie ma przypadkiem metody?

      W Łodzi jest to samo... Najgorzej wytłumaczyć dziecku żeby zaplanowało infekcję z trzy dni wcześniej.

      Usuń
    3. Też mi się ostatnio nasunęły skojarzenia z minionym ustrojem. Tam gdzie mieszkałem, żeby dostać się do lekarza pierwszego kontaktu przychodziło się rano zarejestrować, potem twardo siedziało po kilka godzin przed gabinetem czekając na swoją kolejkę (a czasem na lekarza, który się spóźniał np 2 godziny), ale w ciągu jednego dnia można było do tego lekarza dostać.
      A teraz słyszymy, że to taka pora roku - zwiększona ilość zachorowań i że trzeba to zrozumieć :(
      Nie dopatrywałbym się w tym jednak jakichś planowych działań. Jestem przekonany, że kolejne ekipy rządzące po prostu udawały, że problem nie istnieje, bo próbując go rozwiązać za bardzo pogarszałyby sobie "notowania". Co najwyżej stosowano jakieś zmiany kosmetyczne, żeby wyglądało na to, że coś robią. Efektów takiego podejścia doświadczamy na własnej skórze.

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że mnie najbardziej zafascynowała możliwość zadzwonienia pół godziny po rozpoczęciu przyjmowania pacjentów, gdy miejsc już nie ma. Od razu przypomniał mi się pan Major Major Major Major z niezapomnianej powieści "Paragraf 22" Josepha Hellera, który wydał zakaz wpuszczania interesantów do jego gabinetu, gdy on znajduje się w środku. Wydał natomiast zezwolenie, by wpuszczać ich, gdy go nie ma.
    Kolegamaupa, nie wiem, czym się zajmujesz zawodowo, ale cokolwiek robisz, rzuć to i zajmij się prowadzeniem własnej firmy. Opis Twojego boju z palcówkami służby zdrowia uświadomił mi, że jesteś człowiekiem niezwykle PRZEDSIĘBIORCZYM, zobacz jak dobrze Ci poszło- I TO JUŻ ZA PIERWSZYM RAZEM!!! Nie marnuj talentu, przejmij jakąś padającą firmę i zrób z niej imperium, które chętnie opłaci Twoje dodatkowe ubezpieczenie, czy też prywatnego lekarza pierwszego kontaktu, bo oczywiście nie wątpię, że zwróciłeś się do wielkich postaci polskiej służby zdrowia, ale jako człowiek przedsiębiorczy rozumiesz zapewne konieczność posiadania PLANU B na wypadek, gdyby siły zła koszmarnym zbiegiem okoliczności związały tym osobistościom ręce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jest w skojarzeniu z "Paragrafem 22". Z drugiej strony przypominają się również komedie Barei...
      A co do zostania przedsiębiorcą, to chodzi mi to od jakiegoś czasu po głowie.

      Usuń
  4. Bo to trzeba zaczynać od początku.Na dzikim zachodzie przychodził chory do lekarza z coltem i albo był leczony,albo zmieniał lekarza.My tego etapu nie przeszliśmy,a wszystko wskazuje,że powinniśmy......

    OdpowiedzUsuń

Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"