sobota, 9 marca 2013

"Wiatr i woda" z poziomu bagien i szuwarów

W tym roku na "Wiatr i woda" dotarłem jak zwykle w sobotę, ale o znacznie późniejszej godzinie niż zazwyczaj. A na dodatek zmęczony pracowicie i niezbyt przyjemnie spędzonym porankiem. Zapewne wpłynęło to na mój odbiór targów, a na pewno spowodowało, że łaziłem po Expo z mniejszym zapałem niż zwykle.


Odniosłem wrażenie, że wystawców było mniej niż w ostatnich latach, zaprezentowana oferta uboższa i zwiedzających też jakby mniej (choć to ostatnie mogło wynikać z pory, o której zacząłem swoją wizytę). Jeżeli chodzi o różne pływadła, to większy wybór mieli chyba nasi głośniejsi bracia w wodniactwie:


Osobom, które tak jak ja cierpią na ostre zboczenie szuwarowo-bagienne mogło się spodobać, że zaprezentowano kilka jachtów o długości do 8 m. Niektóre pojawiły się już na wcześniejszych targach, inne powstały w wyniku pewnego faceliftingu wcześniejszego projektu. Przykładem tego jest np. Maxus 22, będący rozwinięciem starszego Maxusa 21.

Maxus 22, konstr. Jacek Daszkiewiczstocznia Northman

Phobos 22, którego premiera miała miejsce na targach uzupełnia ofertę producenta o jednostkę "usportowioną":

Phobos 22, konstr. Wojciech Spisak, stocznia Dalpol Yacht

Może zgodnie z twierdzeniem mojej znajomej, nie pojawiła się żadna nowa przełomowa konstrukcja. Mam jednak nadzieję, że odwrócił się trend projektowaniaa coraz większych jachtów, z trudem mieszczących się w śródlądowych przystaniach. Jachtów, które dzięki swemu "niewielkiemu" zanurzeniu mogą podejść do dzikiego mazurskiego brzegu na jedyne 20 m, zaś ich główną "zaletą" jest "wysokość stania" w kabinie.

Niestety lata wmawiania ludziom przez producentów i czarterodawców, że jedynie przerośnięte, przypominające pływające kampery jednostki zapewnią bezpieczeństwo, przyjemność z pływania i odpowiedni prestiż amatorom "jachtingu" zrobiły swoje. Dla niektórych zwiedzających takie "łódeczki dla ubogich" były zdecydowanie zbyt małe, czego wyrazem może być rozmowa którą udało mi się przypadkiem podsłuchać.

Focus 800, konstr. dr. inż. Jerzy Pieśniewski, stocznia Yacht Yard

Pani, zapewne nieco przed 30-tką, schodząc z Focusa 800, do kilka lat starszego pana: Ale wiesz, w środku to on taki jakiś mały jest, ciasny.

Mnie z zaprezentowanych jachtów najbardziej zaciekawił mnie Mariner 19.

Mariner 19, konstr. Wojciech Spisak, stocznia Mariner Yacht

Nie tylko ja zastanawiałem się, czy konstrukcja nie jest próbą stworzenia alternatywy dla Omegi. Wskazywać mogą na to nie tylko podobne wymiary, ale również maksymalna liczba członków załogi - 6 osób. I zapewne tak samo jak na Omedze najwygodniej będzie się pływać w 2-4 osoby. Osoba projektanta pozwala przypuszczać, że będzie to łódka szybka, ostro chodząca na wiatr i dająca wiele frajdy z pływania. Kiedy jednak oglądałem wystawiony egzemplarz zastanowiło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze otwarta rufa - podejrzewam, że przy większym zafalowaniu na kursach pełnych będzie się przez nią do kokpitu wchodzić fala. Oczywiście "mokre" pływanie jest fajne, ale bez przesady :) Kolejna sprawa to duży forpik dostępny przez klapę w pokładzie dziobowym: dotarcie do części położonej najbardziej na dziobie może być przez nią poważnie utrudnione. Zwłaszcza kiedy będzie trzeba wyciągnąć coś przy przechyłach i kołysaniu.

I ostatnia sprawa: podobno nie przewidziano w projekcie typowych komór wypornościowych wypełnionych pianką zamkniętoporową. Zapewne ich rolę będzie spełniać między innymi pusta przestrzeń  między podłogą kokpitu a dnem i umieszczonym nad nim balastem. Jeżeli ktoś miał do czynienia z takimi pseudokomorami w Omegach (na przykład jako bosman w firmie czarterowej), to wie jak upierdliwe potrafi być to rozwiązanie. Po jakimś czasie szczelność takich komór "pozostawia wiele do życzenia", a gromadząca się w nich woda robi śmieszne rzeczy ze statecznością jachtu. Nie można też na nie liczyć w razie wywrotki - nawet jeżeli jacht nie tonie, to postawienie go własnymi siłami, a następnie osuszenie go w takim stopniu, żeby móc kontynuować żeglugę może stać się niewykonalne. Miałem kiedyś okazję obserwować, jak do podnoszenia Fina z takimi komorami po kilku treningowych wywrotkach trzeba było wzywać WOPR.

Ponieważ jednym z tematów, którymi zjmuję się na tym blogu jest komunikacja między sprzedającymi a klientami, chciałem się podzielić jeszcze jedną obserwacją: otóż wśród osób prezentujących jachty na targach można było spotkać grupę "salesmanów", którzy bardzo profesjonalnie potrafili zachwalać prezentowany jacht. Niestety tylko do momentu, kiedy potencjalny klient zaczął zadawać pytania o zachowanie jachtu w różnych warunkach wiatrowych albo dopytywać się o konkretne rozwiązania techniczne. Wtedy można było usłyszeć odpowiedź: to może ja zawołam kolegę "technicznego". Niestety nie zawsze taki "techniczny" kolega był pod ręką. Dla mnie "gwoździem targów" w tej konkurencji okazała się ekipa ze stoczni Balt wystawiająca m. in. jacht Balt 26.

Balt 26, konstr. Wojciech Spisak, stocznia Balt-Yacht

Kiedy próbowałem się dowiedzieć czegoś o tej konstrukcji, okazało się że mogę porozmawiać na jej temat z bardzo elegancką panią, która komunikowała się biegle po rosyjsku i ukraińsku, a po polsku rozumiała jedynie "cena".

2 komentarze:

  1. ...prawdziwych sprzedawców już nie ma...hej, a może ich nigdy nie było?
    Teraz wszystko ma być duże, od telewizora po kanapę. Co do jachtu, to chyba jasne - musi być miejsce do przyjmowania czeredy gości - po to w końcu jest jacht!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwych sprzedawców (a raczej sprzedawczynie) spotykam codziennie w sklepikach, w których kupuję bułki - pamiętają, które lubię najbardziej, potrafią też powiedzieć, żeby ich nie kupować, bo tego dnia się nie udały. I dlatego jak mi sugerują, że warto kupić np. świetny ser, który właśnie dostali, to zwykle daję się przekonać :)
      A jeżeli chodzi "salesmenów" na targach, to ze 3 lata temu rozmawiałem z jednym panem, który przekonywał mnie do niesamowitych zalet powierzchni antypoślizgowych na jachcie. Nie wiedział, że mój kolega jest modelatorem w stoczni, która ten jacht produkuje. W tym czasie zajmował się właśnie przeprojektowywaniem tychże powierzchni, bo o ile cała konstrukcja była bardzo udana, to antypoślizgi przypominały lodowisko już przy niewielkiej ilości pyłu na pokładzie. Ale sprzedawca nie miał pojęcia o jachtach i żeglarstwie - pracował w drugiej firmie właściciela stoczni, zajmującej się materiałami dla ogrodnictwa. Dlatego myślę, że to nie wina sprzedawców, ale ich szefów, którzy na stoiskach targowych stawiają ludzi, którzy nie mają pojęcia o prezentowanym produkcie i wykładają się na najprostszym pytaniu technicznym.(A "techniczni" powinni w tym czasie zajmować się produkcją, a nie tracić czas na jakichś targach.)

      Usuń

Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"