niedziela, 28 kwietnia 2013

Wychowawcze dylematy Donalda Tuska

W pracy jestem ostatnio zajęty bardzo i w związku z tym politykę naszą obserwuję tylko jednym okiem. Widzę jednak, że Papa Premier Tusk nie ma ostatnio lekko. Zamiast rządzić, latać do Nigerii czy zajmować się innymi ważnymi obowiązkami premiera, musi co chwila brać swoich współpracowników na "poważne, męskie rozmowy". A chłopaki wciąż zachowują się w taki sposób, że gdyby facebookowa gimbaza obserwowała życie polityczne, to zabiłaby ich LOL-ami za ostanie popisy. A to w wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu rybnickim Platforma osiągnęła moralne zwycięstwo, bo związani jej środowiskiem kandydaci zebrali w sumie więcej głosów, niż kandydat PiS. Niestety, panowie należą do dwóch różnych gangów podwórkowych, więc ostatecznie nie udało się zrealizować głównej misji Platformy polegającej na powstrzymywaniu partii Jarosława Kaczyńskiego zawsze, wszędzie i za wszelką cenę.

Kolejnym kandydatem do rozmowy pedagogicznej okazał się minister Nowak - niby człowiek poważny, na stanowisku, a zachowuje się jak uczeń nauczania początkowego. Już słyszę jego rozmowę z Piotrem Wawrzynowiczem:

- Siema Sławek, looknij jakiego sobie sikora ostatnio sprawiłem.
- Ale zajefajny. Pożyczyłbyś go na kilka dni? W weekend ide na wypas, będzie do gangola pasował.
- Możemy się zamienić. Tylko oddaj w poniedziałek, bo jak się stara dowie, że się na taką obciachową cebulę wymieniłem, to mi zrobi z du.. jesień średniowiecza.

Najcięższym z wychowawczego punktu widzenia przypadkiem jest jednak minister sprawiedliwości, który udzielił niedawno wywiadu TVN24. Podczas opowieści o swym zatroskaniu losem polskich zarodków oraz o odpowiedzialności polityków, którzy nie chcą uregulować prawnie ich statusu, przeszedł naraz do prezentowania pomysłu na nowy thriller kryminalno-embriologiczny, w którym niewinne polskie dzieci nienarodzone wykorzystywane są do naukowych eksperymentów przez złych niemieckich naukowców. Bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie mógłby podejrzewać, że ta wypowiedź dotyczyła rzeczywistych przekonań Jarosława Gowina, który jako minister sprawiedliwości, z urzędu jest najwyższym autorytetem w sprawie sensu takich terminów jak "udowodnić" czy "insynuacja".

Niestety, zarówno przedstawiciele reżimowych mediów, jak i przypadkowi członkowie naszego przypadkowego społeczeństwa okazali się zbyt głupi, by zrozumieć te niuanse ministerialnej myśli i zrobił się raban. Pan Premier opierając się na doniesieniach o doniesieniach w sprawie doniesień na temat wypowiedzi swojego ministra wezwał go, a jakże, na rozmowę. Tym razem w obecności całej rodziny Rady Ministrów. I ostatecznie dał się przekonać, że Jarek brzydkie media kłamią, bo on wcale nie powiedział tego, co powiedział, a tak w ogóle, to myślał coś całkiem innego, ale złośliwi pismacy go podpuścili i zmanipulowali, wybierając z całego wywiadu najsmakowitszą minutę jego spontanicznej wypowiedzi. Na podstawie tych wyjaśnień nasz premier wyrobił sobie obiektywny obraz sprawy, bo przecież powszechnie wiadomo, że w sytuacji, gdy można odtworzyć pełne nagranie, minister nie będzie się wykręcać w sposób, który nawet co inteligentniejsze przedszkolaki uznałyby za rażąco nieudolny.

Złe media jednak znów naskarżyły na Jarka, twierdząc, że jednak powiedział, to co powiedział i teraz przed Papą Donkiem stoi bardzo trudne wyzwanie. W poniedziałek czeka go kolejna poważna rozmowa z ministrem Gowinem. I albo ugnie się pod presją i za karę zabierze mu zabawki, tak jak ostatnio zrobił to z ministrem Budzanowskim za to, że bez opieki starszych bawił się gazem. Albo po raz kolejny pokaże, że ma cojones wielkości strusich jaj i przyjmie do wiadomości wyjaśnienia ministra, który przecież od dawna wspiera go jak nikt w trudnych światopoglądowych.

Według mnie te trudności wychowawcze, z którymi musi zmierzyć się nasz premier kolejne potwierdzenie starej prawdy, że o ile współpracowników można sobie dobrać sprawnych i kompetentnych, to rodziny się nie wybiera i trzeba - zagryzając często zęby ze złości - kochać ją taką, jaka jest, trudną rodzicielską miłością. Szkoda jednak, że wielka polityczna rodzina sprawia tyle problemów Donaldowi Tuskowi.


2 komentarze:

  1. Zawsze tak jest, że gdzie jest gromadzona olbrzymia energia, jest też i zagrożenie. Siła Tuska wynikała z umiejętności skupienia dookoła siebie różnych frakcji, często o diametralnie różnych poglądach w nośnych medialnie sprawach (jak choćby in vitro i związki partnerskie). Oczywistym było więc zagrożenie konfliktem, jeżeli te sprawy wejdą "na wokandę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedawno był jakiś wywiad z Jarosławem Flisem w Wyborczej. Jego główną tezą było, że premier zamiast rządzić musi zbyt wiele czasu poświęcać na różnego rodzaju wewnątrzpartyjne rozgrywki personalne. Bierze się to zapewne z tego, o czym piszesz, czyli z połączenia w jedno ugrupowanie środowisk o bardzo różnych poglądach.
      Niestety w efekcie powstała moim zdaniem partia bez jasnego programu - tak w sferze społecznej, jak ideologicznej czy gospodarczej. Jak się do tego doda fakt, że kolejni ministrowie są osobami coraz mniejszego format, to efekty widać.
      A największym problemem jest moim zdaniem, że konkurencja ma do zaproponowania jeszcze mniej.

      Usuń

Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"