piątek, 17 maja 2013

Refleksje po powrocie z zagranicznych wojaży

W poniedziałek wróciłem z Francji. Przy okazji przypomniał mi się powrót z wyjazdu do tego kraju pod koniec lat 80-tych. Polska wydała mi się wtedy brudna i szara, a pierwsze spotkanie ze sklepową z osiedlowego spożywczaka na powrót pokazało mi, jak niewiele znaczę w ogólnym planie stworzenia. Tym razem obyło się bez podobnego szoku kulturowego. Owszem, chciałbym na przykład, żeby polskie drogi były w takim stanie jak francuskie. A jeździliśmy tam nie tylko po autostradach, czy drogach krajowych, ale i po takich o "74 kategorii odśnieżania" i nigdzie nie trafiliśmy na dziury. Ale za to po przejażdżce paryskim péripherique w godzinach szczytu człowiek zaczyna mniej krytycznie spoglądać na warszawskie korki. A już podejście francuskich kierowców do używania kierunkowskazów wywołałoby ostry atak migreny nawet u zaprawionego w drogowych potyczkach polskiego "złotówy".

Podoba mi się to, że na francuskiej prowincji wolą adaptować stare domy lub budować nowe w stylu pasującym do okolicznej zabudowy, zamiast tworzyć architektoniczne koszmarki, które pasują do okolicy jak pięść do nosa. Z drugiej strony moglibyśmy się od Francuzów jeszcze bardzo dużo nauczyć w dziedzinie przemysłowego dymania turystów na kasę.

Ciekawy obraz Francji wyłonił się z rozmów ze statystycznie wysoce niereprezentatywną liczbą tambylców. Na ich podstawie można by sądzić, że jest to kraj rządzony przez polityków zbyt głupich, by ukrywać dowody afer w które są zamieszani, którzy chętnie zepsują dobrze sprawdzające się rozwiązania dla ułamka procenta zyskanego w sondażach popularności. A potem zreformują po raz kolejny wyniki swoich reform, wprowadzając w efekcie jeszcze większy chaos. A do tego można dodać jeszcze biurokrację, która zajmuje się tym, co biurokratom wychodzi najlepiej i działalność związków zawodowych, paraliżującą rozwój przedsiębiorczości. Podobno z perspektywy francuskich programów informacyjnych Polska wygląda na całkiem rozsądnie zarządzany kraj.

Spotkałem się we Francji z modelem gościnności, jakże bliskim sarmackiemu sercu:  gości trzeba dobrze nakarmić, a następnie wlać w nich taką ilość alkoholu, jaką są w stanie przyjąć. To ostatecznie przekonało mnie, że choć w Polsce wiele jeszcze możemy poprawić, to jednak przynależymy już do elitarnego kręgu zachodniej kultury, która stanowi ostoję wolności i demokracji, stanowi motor ogólnoświatowego rozwoju i w ogóle jest najlepszym, co ludzkość do tej pory stworzyła.

Wracałem do Polski przepełniony patriotyczną dumą, obawiając się jedynie, że w kraju dopadnie mnie charakterystyczne dla przypadkowych obywateli naszego przypadkowego społeczeństwa malkontenctwo i czarnowidztwo. By się przed tym bronić sięgnąłem od razu po powrocie po "Gazetę Wyborczą", która jest przecież jednym z filarów społecznej akcji "Orzeł może", mającej zwalczać polskie ponuractwo i promować radosne i optymistyczne spojrzenie na naszą narodową rzeczywistość. Dowiedziałem się z niej, że wielki biznes czyha na moją e-prywatność, drogi które miały być gotowe na Euro 2012 zostaną planowo zbudowane przed wyborami samorządowymi, premier Donald Tusk musi się pogodzić z porażką reformy sądownictwa przygotowywanej z takim zapałem przez nieodżałowanego ministra Gowina, a mnister Arłukowicz ma kolejny wspaniały pomysł na uzdrowienie nieprawidłowości w naszej służbie zdrowia. Oprócz tego okazało się, że udało się zwolnić agenta północnokoreańskiego reżimu pracującego sobie dotąd na dyrektorskim stanowisku w PKP PLK, w PSL źle się dzieje pod przewodnictwem nowego przewodniczącego, a problem agresji na podłożu rasizmu w Białymstoku, wobec którego od lat jest bezradna miejscowa policja zostanie wkrótce rozwiązany dzięki osobistej interwencji szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza. Kolejny artykuł donosił o tym, że Polacy są lżeni w Wielkiej Brytanii, inny, że  "wciąż niepewna [jest] przyszłość działek" pracowniczych. Dalej pani Henryka Bochniarz pisała o szkodliwości żądań związków zawodowych dla polskiego rynku pracy. A na koniec na stronach poświęconych sportowi wyczytałem, że prawdziwi kibice Apatora zwanego obecnie Unibaksem nienawidzą startującego w jego barwach Tomasza Golloba, czemu dają wyraz w tak charakterystyczny  dla kibiców, nacechowany głęboką kulturą i szacunkiem sposób.

Przyznam że ta podniosła propaganda sukcesu spowodowała, że przepełniony wzniosłymi uczuciami uśmiałem się jak norka.

5 komentarzy:

  1. "Podoba mi się to, że na francuskiej prowincji wolą adaptować stare domy lub budować nowe w stylu pasującym do okolicznej zabudowy"

    Chyba nie mają wyboru, L. Stomma kiedyś opisywał w felietonie jak ścisłe są przepisy w tej dziedzinie.
    RobertP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie podoba mi się, że potrafią te przepisy skutecznie egzekwować.

      Usuń
  2. Widziałam i podziwiałam Twoje zdjęcia z tej wyprawy na G+.
    U nas za dużo pozwala się na marnowanie tych właśnie starych domów. Przykładem jest dom stojący trzy domy ode mnie, stary w stylu dworkowym, niestety nikt nie stara się go odnowić, naprawić, a byłoby warto.
    Powroty po dłuższych zagranicznych wojażach do naszej polskiej codzienności bywają dziwne i trudne :)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia zwykłych domów czekają jeszcze na obrobienie - mam nadzieję, że niedługo je również pokażę. Na razie musiałem się zająć zdjęciami "rodzinnymi".
      A co do powrotów zza granicy, to wydaje mi się, że są coraz łatwiejsze. Choćby dlatego, że tam również jest mnóstwo debilizmów podobnych do naszych, ale żeby je dostrzec, trzeba np. porozmawiać z tambylcami. A z drugiej strony w Polsce jednak bardzo wiele się zmieniło i dużo tych zmian mi się podoba.

      Usuń
  3. Maupo, stałam się Twoją fanką po ostatnim wpisie, a Ty milczysz(:

    OdpowiedzUsuń

Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"