Znów kupuję specyficzny towar - tym razem masę klejąco-uszczelniającą
do zastosowania na jachcie. Poprzednie rozwiązanie się nie sprawdziło,
więc szukam czegoś innego. Trochę googlania i chyba znalazłem.
Dzwonię do najbliższego przedstawiciela producenta i opisuję ich
specjaliście, co chcę uszczelnić. Proponuje tą samą linię produktów, a
po krótkiej rozmowie wskazuje mi dokładnie ten preparat, który wyszukałem. Obiecuje również, że podejdzie do księgowości i sprawdzi,
kto w moim sąsiedztwie ostatnio to zamawiał. W międzyczasie postanawiam
przejść się po okolicy - na pewno znajdę kilka sklepów, które handlują czymś podobnym. W trakcie poszukiwań oddzwaniają od producenta. Jestem pod
wrażeniem - tyle zachodu dla kogoś, kto chce kupić dwa kartusze w
cenie detalicznej 35 zł za sztukę. Dowiaduję się, że ostatnio nikt nie brał tego
konkretnego uszczelniacza, ale jest taka firma, która robi częste i duże
zamówienia, więc pewnie niedługo znów będzie do nich jakaś dostawa.
Wystarczy, że się z nimi skontaktuję i poproszę, żeby to dla mnie
sprowadzili.
Polecany sklep jest trochę daleko, więc na razie
dalej sprawdzam te bliższe. Odwiedzam pięć - w żadnym nie mają
tego, co chcę kupić. Dowiaduję się przy okazji, że:a) szukam bardzo specjalistycznego środka, bo jeszcze nikt o niego w tym roku nie pytał;
b) nie ma - czy będzie? - nie, bo go nie sprowadzamy;
c) że
nie handlują środkami tego producenta, a ich dostawca nie ma w swojej
ofercie odpowiednika (a to kłamczuch z tego dostawcy - na swojej stronie internetowej
napisał, że produkuje coś podobnego);
d) jak Strabag musiał
uszczelnić jakiś rozsypujący się most, to używał środka... (zapamiętam,
może kiedyś zamieszkam pod przeciekającym mostem).
W ostatnim sklepie pada kluczowe pytanie:
- Ile i na kiedy pan tego chce?
Potem telefon (czyżby dzwonił do tego samego przedstawicielstwa producenta?):
- Macie? A wysłaliście już moje zamówienie? Można zamówić na sztuki? To dorzućcie trzy kartusze.
Po dwóch dniach mam swoje tuby, a trzecia ląduje w sklepie na
półce - podejrzewam, że jako egzemplarz pokazowy. W końcu już wiadomo,
że można zamówić na sztuki, jak ktoś się będzie pytał, to zawsze można mu sprowadzić.
Trochę
później rozmowa w windzie z dwoma sąsiadkami (bardzo sympatyczne
starsze panie) zdryfowała na temat zakupów. Kiedy wspomniałem o moich
perypetiach, usłyszałem:
- Bo widzi pan, to jest prawdziwy kupiec, a tamci to tylko zwykli handlarze.
Bardzo mi się to rozróżnienie spodobało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"