czwartek, 19 lipca 2012

Niezbędnik kinomaniaka: recenzja "Taśm PSL"

Jako że cała Polska mówi o premierze amatorskiej, krótkometrażowej produkcji audio-wideo zatytułowanej "Taśmy PSL", również postanowiłem zapoznać się z tym znaczącym dziełem. Utrzymane jest w prostej konwencji teatralnego dialogu, zachowując klasycystyczną zasadę trzech jedności. Reżyser dołączył do tego czwartą - cała scena sfilmowana jest jednym długim ujęciem nieruchomej kamery. Sam kadr jest surowy, wręcz zgrzebny, a bohaterowie częściowo przesłonięci elementami prostych, stonowanych dekoracji, dzięki czemu możemy się skupić na ich słowach niosących główne przesłanie dzieła. Również ruch sceniczny nie przeszkadza w śledzeniu twardego lecz potoczystego dialogu.
Trzeba także poświęcić kilka słów aktorstwu. Główne postacie odtwarzają dwaj prawdziwi naturszczycy - Władysław Łukasik, były szef Agencji Rynku Rolnego oraz Władysław Serafin, prywatnie prezes Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Ten drugi jest zapewne również reżyserem jak i operatorem kamery, choć prawdopodobnie z nadmiernej skromności nie chce się do tego przyznać. Jednak dbałość o czystość kadru (na samym początku nagrania usuwa sprzed obiektywu utrudniający filmowanie pilot do telewizora), a także umiejętne odcięcie obrazu na koniec wyraźnie wskazują na jego rolę. Warto jednak podkreślić, że Serafin wyraźnie pozwala grać pierwsze skrzypce swemu partnerowi, ograniczając się do zadawania pytań naprowadzających, bądź do celnego, choć czasem ocierającego się o wulgarność kontrapunktowania jego wypowiedzi. Ba, posuwa się nawet do tego, że chwilami zupełnie wycofuje się z kadru, gdy rola jego jego partnera podkreślona jest przez jego usytuowanie w centrum obrazu. Przy czym mimo tej aktorskiej wstrzemięźliwości nie staje się postacią drugoplanową, lecz pozostaje równoprawnym protagonistą przedstawienia. Myślę, że takie samoograniczenie się reżysera, który przecież mógł bez problemu skraść show koledze, świadczy o jego wybitnym wyczuciu dramatyzmu.
Gra Łukasika w początkowej fazie pozostawia trochę do życzenia - zwłaszcza gestykulacja: ręce (głównie około 15 min. nagrania) nieco zbyt często wędrują ku twarzy i w okolice nosa, nasuwając na myśl Pinokia. Może to świadczyć o tremie, którą jednak później udaje mu się całkowicie przezwyciężyć, by ostatecznie wspiąć się na te same wyżyny artyzmu, po których od początku porusza się Serafin. Generalnie aktorstwo pozostaje bardzo mocną stroną filmu, zapewne dlatego, że obaj bohaterowie nie poddają się żadnym artystycznym manierom, lecz z pełną bezkompromisowością od początku do końca pozostają sobą.
Mam pewien problem z przypisaniem "Taśm..." do określonego gatunku filmowego. Myślę, że można by nazwać je thrillerem ze styku polityki i biznesu, choć zrealizowanym w wyraźnie teatralnej konwencji. Warto jednak podkreślić, że jest to dzieło absolutnie realistyczne, które świadomie omija popularne obecnie ponowoczesne konwencje, nie sięgając przy tym po klisze przeładowanego efektami specjalnymi kina kryminalnego. W naszych czasach, w których wydawałoby się, że wszyscy twórcy z konieczności muszą być postmodernistami (powołam się tu na autorytet pani Barbary Białowąs, reżyserki filmu "Big Love"), tak tradycyjne podejście świadczy nie tylko o prawdziwym nowatorstwie, ale również o wybitnej odwadze artystycznej.
Oczywiście "Taśmy..." jako utwór debiutanta nie są wolne od pewnych niedociągnięć. Zwłaszcza warto by było popracować nad jakością dźwięku. Ale mimo tych drobnych niedoskonałości mamy do czynienia z dziełem naprawdę wybitnym. Świadczy o tym choćby szeroki społeczny oddźwięk, jaki wywołało. Przy czym warto zaznaczyć, że zainteresowali się nim nie tylko przypadkowi członkowie przypadkowego społeczeństwa, ale również elita naszego narodu. Marek Sawicki, który poniekąd również jest bohaterem filmu, postanowił zrezygnować z ministerialnej kariery, zapewne po to by wzorem partyjnych kolegów, poświęcić się swojej drugiej wielkiej pasji, czyli aktorstwu. Wszyscy pamiętamy niedawne shorty z jego udziałem prezentowane przez telewizję publiczną w czasie Euro, ja jednak chciałbym tu przypomnieć jego wcześniejszą, niesłusznie zapomnianą kreację:
Posłowie PiS oraz Ruchu Palikota wybierali się na wycieczkę do siedziby wspominanego w filmie Elewarru, a premier Tusk, by być bliżej pasjonujących wydarzeń zrelacjonowanych przez "Taśmy...", postanowił osobiście nadzorować Ministerstwo Rolnictwa.
W mediach pojawił się zarzut, że musieliśmy kilka miesięcy czekać na prezentację dzieła gotowego w styczniu. Ale jeżeli uświadomimy sobie, że autorzy chcieli w ten sposób uczcić w ten sposób zbliżający się kongres swojej partii oraz jej niekwestionowanego wodza, Waldemara Pawlaka, to czas premiery staje się jak najbardziej zrozumiały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"