Na stornie Komisji Szkolenia PZŻ można przeczytać dwa komunikaty: WYGAŚNIĘCIE ROZPORZĄDZENIA MINISTRA SPORTU W SPRAWIE UPRAWIANIA ŻEGLARSTWA Z DNIA 9 CZERWCA 2006 i INFORMACJA BIURA PZŻ ZWIĄZANA Z UTRATĄ WAŻNOŚCI ROZPORZĄDZENIA W SPRAWIE UPRAWIANIA ŻEGLARSTWA. Minister Sportu miał na wydanie rozporządzenia dwa lata, trzy miesiące i dziewięć dni. Domyślam się, że główną przeszkodą w jego wydaniu jest fakt, że pani Mucha nie mogłaby podpisać go "Ministra Sportu", bo przecież nikt nie mógłby przypuszczać, że powodem mogłaby być zwykła urzędnicza nieudolność, lenistwo lub lekceważenie obowiązków. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy: przepisy dotyczące uprawiania żeglarstwa nie są czymś naprawdę istotnym w dobie zbliżającego się kryzysu. A że ze szkoleń żeglarskich żyje w Polsce ileś firm? To tylko problem ich właścicieli - mogli w końcu zająć się czymś poważnym - na przykład budowaniem autostrad.
Wiadomość ta przypomniała mi jednak pewną rozmowę z moim szefem, który zajmuje się między innymi wyrabianiem wtórników dowodów rejestracyjnych do firmowych samochodów po tym, jak ich użytkownicy je zgubią, stracą w wyniku kradzieży lub zniszczą. O ile czynność taka jest dość prosta w przypadku samochodów przed pierwszym badaniem technicznym - wystarczy złożyć np. w Delegaturze Biura Administracji i Spraw Obywatelskich w Dzielnicy Mokotów oświadczenia o zagubieniu dowodu lub oryginał potwierdzenia przyjęcia zgłoszenia kradzieży przez policję. Kiedy jednak samochód przeszedł już pierwsze badanie techniczne w celu przedłużenia ważności dowodu rejestracyjnego należy w urzędzie przedłożyć Zaświadczenie o przeprowadzonym badaniu technicznym pojazdu. Czyli zanim wyrobi się nowy dowód rejestracyjny, trzeba udać się na Stację Kontroli Pojazdów, na której było przeprowadzane badanie, uzyskać stosowne zaświadczenie, a następnie złożyć je z pozostałymi dokumentami. I tu jeden mały kruczek - dzięki Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (na którą zresztą przy każdym badaniu pobierany jest haracz w wysokości 1 zł) urząd może sam sprawdzić, czy pojazd przeszedł badanie techniczne i został dopuszczony do ruchu, więc całe zamieszanie z wydobywaniem badania technicznego ze stacji kontroli jest zupełnie niepotrzebne, ale... brakuje odpowiedniego rozporządzenia, które pozwoliłoby właściwemu wydziałowi komunikacji na takie sprawdzenie. A teraz wyobraźmy sobie taką sytuację: samochód zarejestrowany jest jest w miejscowości A, gdzie mieści się siedziba firmy, będącej jego właścicielem, badanie techniczne zostało przeprowadzone w miejscowości B, gdzie samochód był użytkowany, a następnie firma przydzieliła go innemu pracownikowi, który mieszka w miejscowości C. A stacja diagnostyczna wystawiając zaświadczenie robi np. literówkę w numerze nadwozia, co oczywiście skutkuje jego odrzuceniem przez wydział komunikacji. I w ten sposób stosunkowo prosta czynność administracyjna zmienia się w skomplikowaną operację organizacyjno-logistyczną tylko dlatego, że brak przepisów wykonawczych pozwalających urzędnikowi wykorzystać wiedzę, którą mógłby uzyskać dzięki kilku kliknięciom myszką.
Dzięki dziwnemu zaiste ciągowi skojarzeń przypomniały mi się kontrowersje wokół trybu kontroli nad działaniami sądu w Gdańsku sprawie Amber Gold. Wydaje się, że pojawiającym się tutaj problemem jest sprzeczność pomiędzy ustawą, a rozporządzeniem jednego z poprzedników ministra Gowina, wydanym przed wejściem aktualnie obowiązującej ustawy w życie.
I tu taka mała dygresja - może Minister Sprawiedliwości może sobie pozwolić na to, by mieć w nosie literę przepisów, zwłaszcza że pozostaje w bezpośrednim kontakcie z ich duchem - zapewne predestynowany do tego dzięki filozoficznemu wykształceniu, ale my, przypadkowi członkowie przypadkowego społeczeństwa, niestety nie możemy sobie na to pozwolić. Szkoda, że urzędnicy państwowi odpowiedzialni za ich tworzenie tak kiepsko przykładają się do roboty, za którą pobierają pensję i nagrody.
"Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam.
OdpowiedzUsuńArmand Jean Richelieu
Kiedy słyszę lub czytam o przyjaznym państwie coraz częściej przywodzi mi to na myśl te właśnie słowa kardynała Richelieu. Podałeś kilka przykładów z bardzo różnych dziedzin, co pokazuje dość pełny przekrój zaniedbań. Właśnie zaniedbań, bo czymże innym jest brak podpisu pod rozporządzeniem? Brak rozporządzenia?
Ja znam z kolei przykłady ze służby zdrowia, dotyczące sytuacji, gdy podmiot leczniczy ma działać według nowych przepisów, których jeszcze nie ma, co jakiś czas temu przetestowałam osobiście jako kierownik NZOZ. Ma je, oczywiście, znać i prawidłowo interpretować. A kontroler z NFZ będzie placówkę rozliczać nie ze zrozumienia ducha lecz przestrzegania litery.
Wydaje się, że to polska specjalność, ale być może jedynie dlatego, że nie znam przykładów z innych krajów, gdyż w nich nie żyję. Żyję tutaj i narażona jestem, jak każdy obywatel, na skutki zaniedbań tutejszych. Wolałabym, aby państwo nie starałoby się być specjalnie przyjazne, wystarczy, że jego urzędnicy będą wypełniać swoje obowiązki, nie przeszkadzać i nie traktować każdego, jak potencjalnego oszusta, choćby podatkowego. Naprawdę wystarczy.
Tyle, że zadbanie o spójność przepisów jest dużo nudniejsze i żmudniejsze niż głoszenie haseł o konieczności rewolucji.
Rząd zdecydował się na przeprowadzenie deregulacji zawodów - co będzie wymagało zmian w znacznej liczbie ustaw i zapewne pociągnie za sobą konieczność wydania aktów wykonawczych do zmienionych ustaw. Sejm, a którym rządząca koalicja ma większość oczywiście klepnie projekt i zostanie to ogłoszone jako wielki sukces rządu. A potem trzeba będzie pozmieniać rozporządzenia... i tutaj zaczną się schody. Znów będzie zabawnie...
Usuń