Jak każdy typowy leming (dwa razy głosowałem na Platformę - a właściwie przeciwko PiS-owi, choć za drugim razem z pewnym "obrzydzeniem", nie wierzę, że dojście Kaczyńskiego do władzy zmieni cokolwiek, prócz kolejnych konferencji prasowych nowego Zbigniewa Ziobry, demaskującego wrogów ludu i zapie... osiem godzin dziennie, żeby mieć na dobrą whisky i inne fanaberie) z niecierpliwością czekałem na "drugie expose" mojego idola. Jakże wielkie było moje cierpienie, że nie mogłem go słuchać na żywo, a jedynie mogłem się zapoznać z jego tekstem i to z trzydniowym opóźnieniem. Przyznam, że jestem zmęczony budowaniem kolejnych Rzeczypospolitych, Polską Wielkim Projektem i udowadnianiem wszystkim naszej wyjątkowości (podbudowanej oczywiści solidną dawką narodowej martyrologii). Bardziej przemawiałoby do mnie hasło "Polska - dobry projekt, skuteczna realizacja". Dlatego podoba mi się pomysł rządu małych kroków, który wyłania się z przemówienia premiera. Chciałbym jednak mieć przekonanie, że te kroki będą się kierowały we właściwym kierunku i nie okażą się dreptaniem w miejscu lub ruchem typu "jeden w przód, dwa w tył". A dotychczasowe działania Platformy takiej pewności nie dają.
Donald Tusk swoje wystąpienie skonstruował na zasadzie "dla każdego coś miłego": dłuższe urlopy macierzyńskie i budowa żłobków dla zatroskanych problemami demografii, dla przedsiębiorców kasowe rozliczanie VAT i zapewnienie, że nie zostaną "oZUSowione" umowy o dzieło i umowy zlecenia, a dla zwolenników sprawiedliwości społecznej przyrzeczenie, że nie dotyczy to tych, którzy dzięki wykorzystaniu kruczków prawnych dorzucają do wspólnego koszyka mniej niż to wynika z ich rzeczywistych zarobków, zaś dla zaniepokojonych stanem porządku publicznego budowę i modernizację komend policyjnych. A dla wszystkich obietnicę, że dzięki dalszemu inwestowaniu w infrastrukturę uda się nam przetrwać lata kryzysu przy zachowaniu wzrostu gospodarczego, zaś dzięki wydobyciu gazu łupkowego wkrótce staniemy się energetycznym potentatem. I to wszystko bez dodatkowych wydatków z budżetu. Na dodatek dzięki inwestycjom w naukę nasza gospodarka stanie się bardziej innowacyjna, zaś poprzez popieranie rodzimej produkcji zbrojeniowej nasza armia będzie rosła w siłę a cywilom będzie się żyło dostatnio.
Plan wygląda ładnie, można mieć nadzieję, że nie został stworzony od du... strony - czyli najpierw mamy przemówienie, a potem do zapowiedzi szukamy sposobów ich realizacji, tylko wpierw określono problemy, potem szukano rozwiązań, a na koniec premier przedstawia ich zarys narodowi. Nawet jeżeli plan jest dobry (i wykonalny choćby w 70%), to trzeba pamiętać, że między pomysłem a jego realizacją jest jeszcze długa droga. Moim zdaniem najbardziej interesujące jest, czy uwzględniono w nim wszystkie potencjalne przeszkody, czy też zastosowano jedynie myślenie życzeniowe. Parę takich problemów widać od razu i są związane głównie z nieskutecznością struktur, które mają go realizować. Może się okazać, że program inwestycyjny skończy się, twórczą kontynuacją pomysłu rozwoju gospodarki poprzez upadłość realizatorów inwestycji, spółki realizującej perfekcyjnie program "inwestycje polskie" zbudujemy sobie naprawdę duży Elewarr-bis, gazu łupkowego nie ma albo nie opłaca się wydobywać, zaś przemysł obronny osiągnie sukcesy na miarę tego, który niebawem może zostać osiągnięty przez wspomnianego przez pana premiera Rosomaka.
Donald Tusk lubi mówić o braniu pełnej politycznej odpowiedzialności za działania podległych mu urzędników. Nie musi o tym przypominać - przypadkowi członkowie przypadkowego społeczeństwa o tym pamiętają i rozliczą go z tej odpowiedzialności przy okazji najbliższych wyborów. Oczywiście, jeżeli mu się uda, może zostać dożywotnim królem lemingów, a pośmiertnie świętym patronem polskiej gospodarki, którego pomniki będą stały obok pomników Lecha Kaczyńskiego w każdym większym polskim mieście. Jeżeli jednak wyjdzie jak zwykle, to może dołączyć do politycznego skansenu.
Expose jak expose. Nie pierwsze tuskowe. Tyle, że społecznego zaufania nie da się zbudować ani tym bardziej ( a z taką sytuacja mamy do czynienia) odbudować słowami. Może gdyby którakolwiek ze sfer ważnych dla przysłowiowego przypadkowego członka przypadkowego społeczeństwa zaczęła działać, jak należy (służba zdrowia, szkolnictwo, drogi, wykonanie prawa) to drugie expose nawet nie byłoby potrzebne.
OdpowiedzUsuńStąd pytanie o skuteczność. Ciekawi mnie, czy konstruując takie programy bierze się pod uwagę czynniki, które mogą utrudnić lub uniemożliwić ich wykonanie, np. nepotyzm i kolesiostwo we własnych szeregach, które spowodują, że realizatorami nie będą ludzie najbardziej kompetentni, korupcja (ostatnio położyła kilka projektów z zakresu cyfryzacji), nieudolność i zwykła niechęć do zmieniania status quo realizujących program urzędników, luki w przepisach itp. Moim zdaniem nie da się takich zjawisk uniknąć, ale można próbować minimalizować ich znaczenie. Ale wydaje mi się, że Platforma ma tendencje do myślenia życzeniowego - mamy rozwiązanie i nie bierzemy pod uwagę żadnych głosów krytycznych, nawet kiedy pokazują takie słabości proponowanych rozwiązań, które można by usunąć. Wydaje mi się, że od dawna cierpią na syndrom oblężonej twierdzy.
UsuńTen syndrom to raczej jakiś nieznany rodzaj autyzmu. Objawy wskazujące na to: brak kontaktu z otoczeniem, nieumiejętność odczytywania sygnałów werbalnych i niewerbalnych, dziwne zachowania, stereotypie słowne itp.
UsuńProblem jest jeszcze jeden. To nie jest tak, że PO ma rozwiązania. PO ogłasza, że chce problem rozwiązać, a stąd do rozwiązania lub choćby planu rozwiązania droga daleka.
Coś jest z tym "autyzmem" - PO od razu po Smoleńsku dało się zepchnąć do defensywy PiS-owi i na kolejne ataki reagowała ruchami obronnymi. Przy czym wyniki sondaży wskazywały na wysoki poziom poparcia społecznego. Co ciekawe PO nie próbowało wtedy rzeczywistego dialogu ze społeczeństwem, a wręcz utrudniało ten dialog (np. poprawka Rockiego utrudniająca dostęp do informacji publicznych, zaostrzenie prawa o zgromadzeniach itp.). Moim zdaniem pokazuje to, że do syndromu oblężonej twierdzy nie jest potrzebne prawdziwe oblężenie, ale wystarczy własne przekonanie, że się w takim oblężeniu znajduje.
UsuńA co do rozwiązywania problemów to myślę, że czynniki utrudniające wprowadzenie rozwiązań powinno się uwzględnić właśnie na etapie planowania - potem może to już być niemożliwe.