piątek, 23 listopada 2012

Nie będziesz brał imion Bernsteina i Woodwarda na daremno

Kiedy obserwuję relacje medialne dotyczące sprawy Brunobombera po raz kolejny przychodzą mi do głowy refleksje, które nasunęły mi się przy okazji zamieszania związanego z trotylem C4 i nitrogliceryną odkrytymi przez "Rzeczpospolitą" na wraku Tupolewa (http://www.rp.pl/artykul/947282.html i http://www.rp.pl/artykul/947284.html). Po artykułach Cezarego Gmyza zastanawiano się w mediach, czy były odpowiednio udokumentowane, czy autor miał prawo ukrywać przed redakcją swoje źródła itp. Ja patrzę na to z punktu widzenia czytelnika i nie widzę w nich nic, co dałoby się zweryfikować. Mamy tajemnicze źródła, które mu być może powiedziały to, co napisał, może powiedziały mu coś innego, czego nie zrozumiał, więc wytłumaczył to sobie po swojemu. Źródła albo nie wiedziały, do końca co mówiły (i w ten sposób powstał trotyl C4, który potem zmienił się w m. in. w nitroglicerynę), albo dziennikarz, który przyznał, że na materiałach wybuchowych się nie zna, nie do końca zrozumiał, o co im chodziło. Nie wiemy na ile są to źródła wiarygodne - były w Smoleńsku podczas badania wraku, usłyszały tą historię od kogoś, kto brał w tym udział, a może informacja dotarła do nich na zasadzie głuchego telefonu. Podobno naczelny "Rzepy" weryfikował te rewelacje u prokuratora Seremeta, ale nie nagrał tej rozmowy (Seremet również), więc znów nie wiemy, co zostało powiedziane, a co usłyszane i zrozumiane, zaś decyzję o tytule podejmował ponoć Andrzej Talaga - ale znów nie wiadomo, na czym się opierał.
Z tekstów nie dowiadujemy się również, jakie urządzenia miały zostać użyte podczas badań wraku (oprócz tego, że był to "najnowocześniejszy sprzęt"). Doniesienia te zostały następnie w większości zdementowane przez prokuraturę w trakcie konferencji prasowej, zaś jeżeli chodzi o same cząsteczki wysokoenergetyczne (o to, co prokuratura rozumie pod tym pojęciem nikt z obecnych na konferencji dziennikarzy nie zapytał), to dostaliśmy informację, że ich „nie stwierdzono”, bo jak można było wywnioskować z dalszej części wypowiedzi płk. Szeląga urządzenia, którym był badany wrak nie mogły jednoznacznie stwierdzić ich występowania, a jedynie miały służyć do wyselekcjonowania próbek do badań laboratoryjnych, które pozwolą na sformułowanie ostatecznych wniosków. I znów nikt nie zadał kluczowego pytania, jakimi konkretnie urządzeniami wrak był badany. Rozumiem, że obecni na konferencji dziennikarze mieli w większości równie głęboką wiedzę na temat technik śledczych jak pozostali przypadkowi członkowie przypadkowego społeczeństwa, wynikającą z regularnego oglądania CSI  Miami, w związku z tym takie pytanie nie przyszło im od razu do głowy (z drugiej strony od rana do 13.30 mogli trochę pogooglać). Ale wkrótce komentarze na temat możliwości wykrywaczy pojawiły się pod artykułami w portalach internetowych. Czy wtedy ktoś zadał pytanie prokuraturze na temat tego, jakie instrumenty zostały zabrane do Smoleńska? Ja informacje o tym znalazłem dopiero tutaj. W tym czasie pojawił się m. in. tekst "Jak odróżnić trotyl od nitrogliceryny?", który teoretyzuje na temat możliwości wykrywaczy, bo dalej nie wiadomo, jakie zostały użyte. Orliński przynajmniej próbuje wprowadzić dyskusję na tory merytoryczne, ale sądząc po komentarzach, nie udało mu się uniknąć błędów.
Media i komentatorzy prawicowi nie potrzebują żadnych dowodów – oni wiedzą swoje – prokuratura kłamie i już. Wszyscy to wiedzą  i nie ma co z tym poglądem dyskutować (próbki tutaj i tutaj). Przy czym większość wydaje się nie tylko mieć kłopoty ze słuchaniem, ale i z czytaniem ze zrozumieniem.
A teraz wróćmy do tego, od czego zacząłem: konferencja prasowa w sprawie Brunobombera.
 http://www.youtube.com/watch?v=GZOkX5XSGPM
Prokurator ogłasza, że zamachowiec planował użyć 4 ton samodzielnie zrobionego materiału wybuchowego. Czy ktoś zadał pytanie, co to miał być za materiał? Po "trotylu i nitroglicerynie" można byłoby się spodziewać, że dzielni dziennikarze spróbowali choć wklepać w Google "materiały wybuchowe". A jeżeli obiłyby im się o uszy (lub oczy) takie hasła jak Oklahoma City albo Breivik, to powinni się domyślić, że chodzi zapewne o ANFO (co podobno w końcu potwierdza prokuratura), którego głównym składnikiem jest saletra amonowa - czyli nawóz sztuczny. Zamiast tego dostajemy dywagacje na temat tego, jak w Polsce podczas wykopków zdobyć 4 tony środków do zrobienia dużego bum i ile by to kosztowało - przy czym w tym drugim przypadku prof. Cudziło tak się przywiązał do tego, że użyty będzie heksogen i trotyl, zasugerowane przez dziennikarkę, że później zaczyna się zastanawiać, jak duży musiałby być ładunek skonstruowany w oparciu o azotan amonu, by być równie silny, jak ten z trotylu (tak przy okazji, jak to się ma do siły wybuchu ANFO z dodatkiem np. pyłu aluminiowego).
I na koniec taka mała zagadka: "Nowy Ekran" odkrył, że niedoszły zamach był prowokacją ABW, a "Gazeta.pl" donosi, że sejmowa komisja ds. służb specjalnych uznała po uzyskaniu wyjaśnień na temat działań ABW, że zagrożenie było realne, z czym zgodził się również przedstawiciel PiS. W związku z tym należy zapytać, czy ABW ma haki na posła Opiołę, czy też "Gazeta" kłamie.
Tak zupełnie bez związku z tym, co wcześniej pisałem, przypomniała mi się śmiała teza Grzegorza Miecugowa, że to odbiorcy są winni pogarszaniu się jakości mediów, a także przywoływanie co i rusz imion Bernsteina i Woodwarda, świętych patronów śledczego dziennikarstwa, w trakcie dyskusji o rzetelności dziennikarskiej Gmyza i "Rzeczpospolitej". Brzmi to dość dziwnie w kontekście tego, że ich duchowe dzieci są na najlepszej drodze do tego, żeby przygotowywane przez nich materiały osiągnęły poziom komentarzy "dzieci neostrady" i innych internetowych oszołomów.

2 komentarze:

  1. Wracasz tutaj do podstaw. Czyli tego wszystkiego, co w dziennikarstwie można nazwać rzetelnością, fachowością czy chociażby zwykłą ciekawością, bez której dziennikarzem się nie zostaje. Nie można napisać rzetelnego tekstu jeśli się nie jest specjalistą w danej dziedzinie albo nie przeprowadzi researchu. Tyle że zbieranie informacji wymaga czasu. A kto z pseudodziennikarzy (może niusiarzy raczej?) ma czas? Sensacja musi być na już. Nie można marnować cennego czasu na grzebanie po źródłach, bo przecież konkurencja może ubiec i zamieścić niusa wcześniej. A to dla niusiarza klęska większa niż wpadka w postaci niedokładności, przzekłamania, wyolbrzymienia, pominięcia czegoś czy innych błędów.
    Jakość informacji spada, tempo ich podawania wzrasta.

    A tak na marginesie, zastanawiam się, czy ma coś do tego brak umiejętności korzystania przez młodych ludzi ze źródeł i umiejętności odróżniania źródeł rzetelnych od wątpliwych oraz wiedzy od opinii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się, jak Wróblewski mógł nie nagrać rozmowy z Seremetem. Raz, żeby ją sobie potem na spokojnie odsłuchać i sprawdzić, czy zostało powiedziane to, co mu się wydawało, czy coś innego, dwa, żeby mieć dupochron. To pierwsze wydaje mi się istotniejsze - bawiąc się w tego bloga nie raz miałem okazję zauważyć, że słuchając czegoś, czy nawet czytając to po raz pierwszy zapamiętuję głównie to, co potwierdza moje przekonania lub coś, co zmusza do ich radykalnej zmiany. To, co jest pomiędzy jest pomiędzy, a co często istotnie wpływa na znaczenie umyka uwadze. A często właśnie to "pomiędzy" decyduje o znaczeniu.
      Druga sprawa - rozmowa Agnieszki Zagner z prof. Cudziło z Polityki. Pierwszym pytaniem sprawia, że rozmowa w większości dryfuje obok tematu. A wystarczyłoby, żeby zaczęła od pytania skąd facet może mieć 4 t materiałów wybuchowych.
      Kolejna sprawa - informacja o tym, że redakcja zwróciła się o komentarz do rzecznika prasowego jakiejś instytucji znajduje się jedynie pod tekstem z "Nowego Ekranu". Dlaczego nikt nie zadał takiego pytania w sprawie tych nieszczęsnych detektorów?
      Domyślam się, że wiele z błędów bierze się z tempa przygotowywania niusów, a to z kolei z tego, że trzeba to jak najszybciej wrzucić na stronę, czy do najbliższego przeglądu informacji w tv. Ale te błędy, które wymieniłem wcześniej nie były tym spowodowane. A jeden z nich - popełnia stary dziennikarski wyjadacz. To nie jest brak czasu - to brak warsztatu, czyli tego, o czym piszesz pod koniec.

      Usuń

Uprzejmie proszę o podpisywanie komentarzy - może być np. nickiem po wybraniu z listy pod oknem komentarza pozycji "Nazwa/adres URL"